Reprezentacja absurdów



Pisanie o piątkowym blamażu naszych Orłów nie należy do przyjemności, jakie powinien przynosić niedzielny poranek. Trudno jest zebrać się w sobie i wykrzesać kilka słów, które znów odniosą się do gry reprezentacji w sposób krytyczny. Zastanawiać się można, czy kolejny tekst o beznadziejności podopiecznych Fornalika ma jakikolwiek sens, skoro przez ostatnie kilkadziesiąt godzin podobnych artykułów/wpisów pojawiło się multum? Oczywiście, że ma. Do naszego, zakichanego, kibicowskiego obowiązku należy wytykanie wszelkich błędów i ułomności drużyny narodowej- wspólnego dobra, które powinno przynosić radość i dumę, a wywołuje śmiech i nerwicę zarazem. Jasne, że dużo przyjemniej czytałoby się poetyckie pochwały dla rycerzy w biało-czerwonych zbrojach. Jednak kto jest winien tego, że chociażby na tym blogu Reprezentacja Polski pojawia się tylko w krytycznych postach? Autor, czy piłkarze?

Drużyna Waldemara Fornalika to jedna wielka zbieranina absurdów. Mecz z Ukraińcami nie obnażył niekompetencji samego selekcjonera. Jego zwolnienie byłoby niczym innym, jak medialnym wydarzeniem, o znikomej wartości jakościowej. Jeśli faktycznie wina leży po stronie coacha, to jedynym ratunkiem dla polskiej ekipy jest zatrudnienie kogoś z zagranicy, a to na dzień dzisiejszy wydaje się raczej niemożliwe. Tyle tylko, że to nie mizerną postawę Fornalika widzieliśmy na murawie, a żenujące błądzenie we mgle jedenastu dorosłych mężczyzn, powszechnie uważanych za piłkarzy. W piątek klęskę poniosła drużyna, którą drużyną trudno nazwać. Eksperci główkują się nad brakami taktycznymi i technicznymi Polaków, upatrując w tym główną przyczynę porażki. A nie trzeba sięgać wyjątkowo głęboko, by dostrzec, czym zmiażdżyli nas Ukraińcy. Jeśli komuś szczególnie na czymś zależy, to choćby się waliło i paliło, swój cel osiągnie. Taka rozbudowana wersja biednej (ale jak się okazuje prawdziwej) maksymy chcieć to móc. Naszym widocznie się nie chciało. I to jeden z pierwszych absurdów, budujących tę kadrę. Brak woli walki u Lewandowskiego i spółki był tak widoczny, że nie musimy o nim słyszeć w pomeczowych konferencjach. Lepiej jest wytłumaczyć, dlaczego chęć wyjazdu na mundial rozpuściła się w powietrzu. Jak skrzętnie zauważył autor jednego artykułu, który miałem przyjemność wczoraj przeczytać, trudno wyobrazić sobie bodziec, mający sprawić, że naszym grajkom zacznie zależeć na wygranej, skoro motywująco nie działa na nich starcie o bardzo ważne punkty w eliminacjach Mistrzostw Świata. 

Skoro wyliczamy już budulce-absurdulce kadry narodowej, to warto odnieść się znów do złotego trio z Dortmundu. Na obronie jeden z najlepszych defensorów Bundesligi, w linii pomocy Kuba „heros” Błaszczykowski, a na szpicy ulubieniec trybun Robert Lewandowski. Trzon, jakiego Polska jeszcze nie miała i raczej mieć nie będzie. Umiejętności na poziomie europejskim- jednym słowem- tylko korzystać z dóbr naturalnych matczynej ziemi, co obrosła w takie talenty. Tu jednak jest klops, bo ze zdrowych drzew spadają zgniłe owoce. Piszczek strzelił gola, ale grał z Ukrainą słabiutko (podobnie jak cała linia defensywy), Kuba biegał, starał się jak zwykle, ale to znów było za mało (koniec końców nasz kapitan skompromitował się na konferencji prasowej, chcąc dogadać dziennikarzowi, a efektem tego jest bezradność jego samego i kolegów z drużyny), o Lewym pisać nawet nie wypada. Czy naprawdę trzeba obok nich postawić na boisku bogów futbolu, by machina dortmundzka zaczęła działać? Nie ma i nie będzie takiej możliwości, by cała jedenastka Reprezentacji grała na poziomie wyżej wymienionej trójki. Jeśli reszta jest słabsza, to zadaniem tych lepszych jest wyciągnięcie dłoni i znalezienie wspólnego boiskowego języka. Wygodniej jest jednak wypiąć się na Rybusów i innych Majewskich, a samemu sobie nie mieć nic do zarzucenia. Ot taka polska typowa spychologia.

Absurdem, który bije po oczach jest także poczucie wartości polskich piłkarzy. Tutaj logika jest pojęciem tak obcym, jak dla humanisty całki i macierze. Nasi kadrowicze sami nie wiedzą kim chcą być w futbolowym świecie. Z jednej strony mierzymy w tytuł „czarnego konia”, kogoś kto niespodziewanie pogoni wyżej notowanego rywala. Z drugiej pogodzono się ze swoistą przeciętnością. Gdzieś tu jednak dochodzi do zgrzytu, bo jeśli na zgrupowaniu jestem tylko średnim zawodnikiem, to skąd zainteresowanie moją osobą ze strony zagranicznych mediów? Toż to ja jestem gwiazda! Z Borussi/ Boredeaux/ Milanu/ Arsenalu! Każdy dziennikarz jest niczym czopek, wchodząc mi w dupę wraz ze swymi słodkimi pytaniami. A nie daj Boże któryś ośmieli się na krytykę. Tak to niestety wygląda. Sytuacja wokół kadry jest nowotworowa. Żadne z Was gwiazdy a marni piłkarze, co nie szanują kibica i dziennikarza. Publiczność ma dość aktorsko zwieszonych głów po meczach i słów przeprosin, bezradności. Można przegrać, ale po walce, połamanych nogach i obitych łokciach.

Na koniec można rzec: z tej mąki chleba nie będzie. Tu potrzebna jest rewolucja, ale nie tyle kadrowa, co mentalna. Skupiając się na analizie taktycznej, omijamy faktyczny problem- głaskania po głowach gwiazdek, co zasłużyły na klęczenie na grochu. Swoją drogą, my- kibice- komentatorzy (o zgrozo!) też stanowimy część absurdu. W jakim stopniu, niech każdy odpowie sobie sam.




0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Gol niedzielny Copyright © 2011-2012 | Powered by Blogger