Świat poszedł do
przodu, pojawiły się komputery, amfetamina, samoloty (…) – mawiał gangsterskim tonem Fred w słynnym dialogu z
Bolcem w filmie Olafa Lubaszenki „Chłopaki nie płaczą”. Ano świat zmienia się
non stop. Od czasu nakręcenia tejże komedii w naszym życiu pojawiło się tyle
nowinek i ułatwień, że nie można przewidzieć, jak będzie wyglądała
rzeczywistość chociażby za kolejne pięć, czy dziesięć lat. Trudno w to uwierzyć,
ale istnieją jednak takie sfery, gdzie nowoczesności płata się figle i
zatrzaskuje się przed jej nosem drzwi. W totalne osłupienie wprawia nazwa
wspomnianej sfery- piłka nożna.
Z zamykaniem drzwi tuż przed samym nosem trochę przesadziłem.
Współczesny futbol lubi pławić się w technologicznych gadżetach. Piłkarze
biegają w neonowych butach, wyposażonych w przeróżne bajery, wyprodukowanych z
materiałów używanych przy budowie statków kosmicznych. Piłkarskie koszulki mają
tyle funkcji, że przy ich opisie można skupić się wyłącznie na operowaniu
personifikacjami. Sama transmisja meczu to jedno wielkie techniczne
przedsięwzięcie, które obsługiwane jest w równym stopniu przez ludzi i maszyny.
W sportowym aspekcie, ci pierwsi niestety są bardzo omylni, co udowodnił nam
mijający tydzień, tym drugim nie daje się szansy na poprawę typowych dla
człowieka błędów. A szkoda, bo przełknięcie porażki, nie całkiem zasłużonej,
wspartej błędną decyzję sędziego, jest dziś nieco trudniejsze niż kiedyś.
Kilkadziesiąt lat temu nikt nawet nie pomyślał, by zastanawiający werdykt
arbitra sprawdzić na zwykłej kamerze. Teraz, kiedy można to zrobić w zasadzie z
każdego zakątka stadionu, nie wykorzystuje się tego i nadal opiera na omylnym ludzkim
wzroku.
Piłka nożna z najwyższej półki potrzebuje zmian. Odpychanie
od niej nowoczesnej technologii nie ma już najmniejszego sensu. Kiedy ten temat
wchodził dopiero na salony, można się było obawiać zabicia ducha sportu i
płynności gry. Jednak w tym momencie nie mówimy już o rzekomym ułatwieniu pracy
sędziów, a o pewnej konieczności. Ten tydzień pokazał to dobitnie. Zarówno na
szczeblu najwyższym, jak i na tym z nieco niższego pułapu.
Gdyby wytłumaczyć komuś (np. swojej dziewczynie) na czym polega spalony w piłce nożnej, to powyższe zdjęcie powinno robić za instruktażowe. Teraz się z tego śmiejemy, a zawodnicy Malagi pewnie do tej pory otrząsają się z przegranej, która niejako została im wręczona do rąk, po wcześniejszym wydarciu pewnego awansu do ½ finału Champions League. Ja jednak chciałbym, aby ta fotografia posłużyła do tego, by udowodnić włodarzom z UEFY, jak bardzo wsparcie się na technologii sędziowskiej jest potrzebne. Ewidentny spalony nie mógł zostać wyłapany przez arbitra głównego, bo całe zajście działo się za jego plecami. Na wysokości zadania powinni stanąć tzw. liniowi, którzy z niewiadomych przyczyn puścili akcję płazem. Na nic zdały się protesty piłkarzy z Hiszpanii. Gol został uznany, mecz zakończony zwycięstwem Borussii. A wystarczyłoby wprowadzić zasadę, która świetnie funkcjonuje np. w tenisie. Tam zawodnik ma prawo do podglądu wideo, jeśli sądzi, że sędzia popełnił błąd. W futbolu takiej możliwości praktycznie nie ma, choć teoretycznie istnieć powinna, co udowadnia nam załączony obrazek. Ta błędna decyzja zaważyła o ostatecznym wyniku spotkania, więc jakby na to nie spojrzeć, to arbiter ponosi za to pełną odpowiedzialność. Zwróćmy uwagę, że pastwimy się tylko nad jedną akcją z dziewięćdziesięciominutowej rozgrywki, która pełna jest mniejszych lub większych pomyłek (w tym wypadku sędzia zaliczył wcześniej gola ze spalonego również dla Malagi).
Tu mamy styczność z sytuacją już rodem z Polski. Sieć huczy
od błędu arbitrów z meczu Legii z Wisłą. Powyższe zdjęcie należy traktować jako
dowód na ułomność przepisu wprowadzającego sędziów, pilnujących porządku za
linią bramkową. Ta akcja (po której wpadł gol dla Legii) nie miała prawa
zaistnieć. Do wczoraj nie wiedziałem, że do podjęcia tak oczywistej decyzji
jest pomoc maszyn i miniaturowych podzespołów. Dziś już wiem. Niestety, ale
ludzkie oko jest omylne nawet do tego stopnia. Nie byłoby w tym nic złego,
gdyby konsekwencje pomyłki nie krzywdziły innych uczestników zabawy. Do tego
jednak dochodzi i to nie od zeszłego tygodnia. Każda ligowa kolejka, ba, każdy
mecz to zbiór błędnie podjętych decyzji. Tyle, że nie zawsze mają one tak
dramatyczne finały, jak wspomniane porażki Malagi i Wisły. Wprowadzenie
możliwości podglądu powtórek wideo zmniejszyłoby tego typu sytuacje do minimum,
a to nie jedyne pomysły utechnicznienia futbolu. Od dobrej dekady rozpatruje
się wmontowanie w piłki chipów, które informowałby, czy ta przekroczyła całym
obwodem linię bramki, czy też nie. Oparcie się na zapisie wideo byłoby pozorną
nowością. Jej istotą jest raczej uprawnienie do samego skorzystania z
zarejestrowanego obrazu. Dziś robią to wszyscy, tylko nie sędzia- osoba
teoretycznie najbardziej zainteresowana faktycznym stanem rzeczy przy spornych
sytuacjach.
UEFA i FIFA długo broniły się przed technologicznym krokiem w
przód. Wygląda na to, że jego postawienie jest już nieuniknione. Dotychczasowe,
„ludzkie” zamienniki nie zdały egzaminów (chociażby dodatkowi sędziowie).
Pokrzywdzone kluby mają dość przeprosin po feralnych meczach i domagają się umożliwienia
rywalizacji na jednakowym poziomie. I słusznie. Niekorzystanie z dóbr czasów
jest grzechem. Jeśli chce się mieć futbol czysty, to trzeba zrobić wszystko, by
takowy się stał. Gorzej, jeśli jednak niektóre brudy komuś nie przeszkadzają…
Jak już głosił jeden z poprzednich akapitów, futbol
potrzebuje zmian. Te dotychczasowe są marketingowe, mające na celu pomnożyć
zyski. A futbol to nie tylko (o dziwo!) pieniądze. Gdzieś w tym komercyjnym
zawirowaniu pozostał pierwiastek sportowy, który liczy na modną zasadę fair
play. Wprowadzenie takiej oczywistości, jak wielokrotnie już wymieniane zapiski
wideo i tak należy traktować za opóźnione. Pomyślmy, ile meczów zakończyłoby
się inaczej, gdyby techno nowinki były w zasięgu meczów wcześniej? Np. już w
1966…
0 komentarze:
Prześlij komentarz