Bohater tygodnia



-To o czym przeczytam w tym tygodniu?- zapytał mnie przy zapachu grillowanych kiełbasek mój najwierniejszy czytelnik (kiedy się takowego dorobiłem- nie wiem, ale cieszę się, że istnieje). Odpowiedziałem mu –No a o kim mam napisać? Nie chcę, ale muszę… Dziś to słowo ciałem się stanie i zaistnieje na ścianie niniejszego bloga. Sam osobiście trochę też odpokutuję. Robert Lewandowski nie był do tej pory dobrze traktowany przez „Gola Niedzielnego”. Po historycznych już czterech golach wbitych Realowi w półfinale Champions League, moim obowiązkiem jest choć wspomnienie o tym wydarzeniu.

Chciałbym za jednym zamachem poruszyć kilka wątków jednocześnie. Po pierwsze, wielkie i szczere gratulacje dla Roberta. Bez względu na to, jak do tej pory wypowiadałem się o grze polskiego napastnika i abstrahując zupełnie od moich wpisów na Twitterze, przyznaję, że Lewandowski rzucił tymi czterema bramkami świat do swoich stóp. Z niebywałą lekkością zatkał krytykom (w tym mnie) usta śmierdzącymi skarpetami i owinął ich głowy szeroką taśmą izolacyjną. Lewy pokazał klasę typowego snajpera- egzekutora, który bezlitośnie wykorzysta każde podanie skierowane do niego w pole karne. Aż trudno uwierzyć, że wszystkie te epitety skierowane są do zawodnika rodem z Polski. Jak pamięcią sięgam wpław swej ponad dwudziestoletniej pamięci, to o żadnym piłkarzu nie wypowiadano się w podobnym tonie. Wiadomo oczywiście dlaczego- ani żaden Polak, ani żaden gracz na świecie, nie wbił Realowi Madryt czterech goli w półfinale najważniejszych klubowych rozgrywek.

W ciekawych, aczkolwiek enigmatycznych barwach przedstawia się przyszłość Lewandowskiego. Środowe osiągnięcie Polaka jest jakąś częścią jego bardzo dobrego sezonu. Wszystko wskazuje na to, że obecna kampania zakończy się dla Borussii finałem Ligi Mistrzów. Jeśli Robert popisze się podobną skutecznością, co w meczu z Realem, to fani BVB chyba nie muszą się martwić o rezultat tego starcia. Sen z powiek powinien spędzać im następny sezon, w którym to może zabraknąć kilku najważniejszych zawodników obecnego teamu. Kontrakt z Bayernem podpisał już Mario Goetze. Są ogromne szanse i przesłanki ku temu, aby los młodego Niemca podzielił Lewandowski. Czy to aby słuszny wybór?

W mojej ocenie tak, jeśli tylko Bayern pozbędzie się jednego ze swoich super snajperów. W chwili obecnej skazanie się na trudną walkę o miejsce w zespole z Mario Gomezem i Mandżukiciem byłoby głupotą. Tym bardziej, że jest kilka klubów z podobnego pułapu, które przyjmą skutecznego napastnika z otwartymi ramionami. Problemy w linii ataku mają dwa giganty z Hiszpanii- Real i Barcelona. O zainteresowaniu tych klubów jest na razie cicho. Kto wie, może do czasu. Zdecydowanie głośniej jest o rzekomym transferze do Monachium. Plotki głoszą, że wspominany już Gomez jest na celowniku Chelsea Londyn. Ewentualny transfer tego zawodnika otwiera furtkę Lewandowskiemu. Przejście do Bayernu byłoby o tyle bezpieczne, że nasz napastnik zna niemieckie podwórko jak własną kieszeń i raczej rudno byłoby go czymś zaskoczyć. Inna kwestią jest napykanie sobie biedy u fanatyków Borussii. Nowego pracodawcy można poszukać także na Wyspach. Jak już wspomniałem, napastnika szuka Chelsea. Jednak o zatrudnieniu Lewandowskiego można mówić tylko wtedy, jeśli The Blues awansują do Ligi Mistrzów lub jeśli stery statku Abramowicza obejmie Mourinho, a ten swą elokwencją przekona agenta Lewego do transferu. Jest także możliwość transferu do Manchesteru (i United i City), lecz decyzja o przeniesieniu się do kolebki brit popu mogłaby okazać się strzałem w kolano. Obie wymienione drużyny dysponują taką ilością świetnych napastników, że Lewandowski mógłby przepaść bez śladu. Alternatywą mogą okazać się Włochy. Jednak o jakimkolwiek zainteresowaniu ze strony Serie A nikt jeszcze nie słyszał. Jedno jest pewne- Polak musi opuścić BVB, bo ta organizuje wielką wyprzedaż. Robertowi może zrobić (jeśli już się nie zrobiło) w ekipie Kloppa za duszno. 

O Lewandowskim głośno na każdym kroku. Nie szczędźmy pochwał, bo faktycznie Robert dokonał rzeczy wielkich. W pewnym momencie zauważalny jest jednak brak umiaru. Kiedy słyszy się opinię w stylu- Mój dziadek opowiadał mi o Wembley ’73, ja swoim wnukom opowiem o Lewandowskim ’13, to mnie osobiście zapala się czerwona lampka ostrzegawcza. Od takiej postawy już niedaleko do uznania 24.04 świętem narodowym. Nie przekonują mnie argumenty o dole polskiej piłki i reprezentowanie postawy „jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”. Ja swoim wnukom opowiem, że za moich czasów Polacy grali jak łamagi, ale był taki Lewandowski, co Realowi cztery gole strzelił. Mam nadzieję, że do tej opowiastki będzie jeszcze co dołożyć. Już widzę oczami duszy mojej ogólnopolski hejt w czerwcu (swoją drogą zauważyliście, że kwiecień to miesiąc, kiedy naród nam się jednoczy, a czerwiec to taki czas, kiedy dostajemy ogólnej kurwicy?) na Lewego, bo ten nie strzelił gola Mołdawii. Ja wówczas skrytykuję go z pewnością. Mam do tego prawo, bo teraz oceniam go z chłodną głową. Takiego przywileju nie powinni dostać ci, co od środy uprawiają futbolowy onanizm. Rozwagi narodzie i odrobiny rozsądku.

Miłej majówki.
Autor.


1 komentarze:

Najwierniejszy czytelnik pisze...

dziękuje za uwzględnienie mnie w tym jakże interesującym tekście, przy okazji, kiedy coś nowego przeczytam ?

Prześlij komentarz

 

Gol niedzielny Copyright © 2011-2012 | Powered by Blogger