Delikatnie
oderwany od rzeczywistości w piątek, wracam na ziemię dopiero
dziś. Scrollem komputerowej myszki przeglądam wyniki wszystkich
przegapionych wczoraj spotkań, a także zerkam na te, które zostaną
rozegrane właśnie w niedzielę. I widzę: Chelsea - Liverpool.
Wielka Bitwa o Anglię. Myślę sobie: "Bitwa?! Jaka bitwa?!
Jeszcze wielka?!". Tak moi drodzy, o żadnej bitwie, a tym
bardziej "wielkiej", mowy być nie może, bo co prawda
zmierzą się zespoły znane, ale o zupełnie odmiennych
priorytetach.
To,
że spotkanie Chelsea z Liverpoolem jest szlagierem, nie ulega żadnym
wątpliwościom. Po jednej stronie mamy zespół naszpikowany
gwiazdami, będący ścisłą czołówką angielskiego futbolu niemal
od dekady. Naprzeciw nich stanie jedna z najbardziej utytułowanych
drużyn w Europie, legenda, która skupia wokół siebie miliony
kibiców z całego świata. Na dodatek, mecze między tymi klubami,
zawsze przysparzają wielu emocji. Tyle, że wielki szlagier nie
musi być od razu "bitwą o Anglię". O Anglię mogą się
bić tylko te drużyny, które między sobą rozstrzygają losy
mistrzostwa kraju, a niestety (albo stety) Liverpool od pewnego czasu
jest tylko tłem dla potyczek w Premier League.
Nie
wiem, czy potrafię znaleźć drugi taki klub, jak Liverpool, który
ma tak bogatą historię, taką ilość zdobytych pucharów, że
gdyby umieścić je na półce, to ta urwałaby się pod ich
ciężarem, a także tylu wiernych fanów i grający obecnie futbol
wyjątkowo przeciętny, żeby nie powiedzieć słaby. Jako kibic
wychowany na przełomie wieków, pamiętam wielki tryumf The Reds w
Champions League w 2005 roku. Pamiętam wielkie mecze tej drużyny
także w lidze i krajowych pucharach. Nie pamiętam jednak, kiedy
ostatni raz Liverpool był mistrzem Anglii. Zaglądam zatem do
niezawodnej Wikipedii:
Jak
widać, pamiętać tego nie mogę, bo ostatni raz LFC wywalczyli
mistrzostwo rok przed moimi narodzinami. Zajrzę zatem, kiedy
Liverpool wygrał po raz ostatni jakikolwiek puchar. I tu
niespodzianka. Rok 2012 i zdobycie Pucharu Ligi. Jednak jeśli ktoś
przeczytał mnie uważnie w zeszłym tygodniu, to prestiżowo puchar
ten nie ma prawa być nawet czymś na otarcie łez.
Proszę państwa, Liverpool wielkim klubem jest, tyle że w stanie dziwnej agonii. Jeśli ktoś zajmuje 13 miejsce w lidze, to z całym szacunkiem, ale o Anglię bić się nie może. Liverpool powinien raczej bić się o swój honor, bo w tym wypadku ma przynajmniej czego bronić. Natomiast walki o kolebkę futbolu zostawmy Chelsea, która marzy o tym, by tytuł mistrza znów znalazł się na Stamford Bridge. Ostatni raz zawitał tam w 2010 roku. W porównaniu do roku 1990, bilans ten wypada lepiej. Historycznie The Reds biją Chelsea na głowę. Tylko, czy o historię tu chodzi? Liczy się bardziej to, co tu i teraz. A teraz, zespół Di Matteo jest w ścisłej czołówce angielskich drużyn i broni Pucharu Europy. Liverpoolu w Champions League nie ma od 2010 roku. Jako kibic Chelsea, ale także angielskiej piłki, życzę sobie, by jak najszybciej do niej wrócił.
Chelsea - Liverpool, dziś,
g.17.
0 komentarze:
Prześlij komentarz